Post

Recenzja, testy i pomiary przenośnego wzmacniacza słuchawkowego Lars&Ivan THA-30X

Ci, którzy byli na wystawach wiedzą, że nie ma problemu, aby chiński personel przedstawiał się zachodnimi nazwiskami. Firma Lars&Ivan z Hongkongu postanowiła zaprezentować się na kilku kontynentach, a na swojej stronie internetowej umieściła nawet trio projektantów o skandynawskich nazwiskach. Nie wiadomo, czy Skandynawowie zostali zaangażowani jednorazowo, czy też współpracują z Lars&Ivan na stałe. Tak czy inaczej, THA-30X wygląda bardzo ładnie. Bardzo przyjemna dla oka szara metalowa konstrukcja to swego rodzaju "kolba" o wymiarach smartfona i wadze 135 gramów, z regulacją głośności i klawiszami I/O na końcu. W poprzednich modelach był on regulowany za pomocą zwykłego potencjometru i ten sposób, szczerze mówiąc, wydaje się bardziej oczywisty. THA-30X jest jeszcze smuklejszy. Jest jeszcze jeden przycisk, który aktywuje podbicie basu o 4 dB, w stosunku do trybu normalnego.

W oknie widać parę lamp Raytheona JA6418, które prawdopodobnie są zainstalowane w trybie hybrydowym, ponieważ urządzenie w ogóle nie grzeje się podczas pracy.

Na początku pracy THA-30X w słuchawkach słychać jakieś pulsujące tło w lewym kanale, które jednak w ogóle nie przeszkadza w odbiorze muzyki, a potem gdzieś znika. Poniżej znajduje się tabela zmierzonych maksymalnych mocy wyjściowych, powyżej których urządzenie przechodzi w tryb clippingu (czyli lawinowego wzrostu zniekształceń).

Zmierzona impedancja wyjściowa Lars&Ivan THA-30X wynosiła około 12 omów. Urządzenie podaje napięcie rozładowania 1,9 V i raczej nie sprawdzi się w najciaśniejszych modelach, ale z resztą słuchawek poradzi sobie całkiem nieźle i zrobi to w bardzo ciekawy sposób, o czym poniżej.

Z jednej strony 12 omów to trochę za dużo jak na dzisiejsze standardy przenośne, a na obciążeniu 16-omowym widać wzrost szumów. Nie spieszyłbym się jednak z określaniem tej cechy jako wyraźnego minusa. Obfitość wzmacniaczy o zerowej impedancji wyjściowej zawdzięczamy niskim impedancyjnym wtykom. Osobiste doświadczenia pokazują, że takie źródła często mogą dawać nieco sterylny dźwięk w basie, ze względu na nadmierną kontrolę drgań membrany słuchawek. Kiedy jednak impedancja wzmacniacza jest nieco wyższa (oczywiście do pewnych granic!), ostateczny dźwięk będzie miał muzyczną gęstość, którą tak lubią stare discmany. Przyjrzyjmy się naszym tradycyjnym pomiarom, wykonanym za pomocą wejścia testowego Lars&Ivan THA-30X z wyjść audio iPhone'a.

Zakres dynamiki wynoszący prawie 100 dB nie obejmuje teoretycznych granic sygnału 24-bitowego, ale jest wystarczająco dobry dla płyty CD 96 dB. Jednakże jakość dźwięku nie jest mierzona jedynie różnicą pomiędzy najgłośniejszymi i najcichszymi częściami fonogramu.

Charakterystyka zniekształceń harmonicznych Lars&Ivan THA-30X jest absolutnie obojętna na obciążenie słuchawek i wynosi zawsze 0,8%, jak wynika z danych paszportowych. Sam iPod, na wyjściu, ma całkiem adekwatny procent 0,0016%. To, nawiasem mówiąc, nie jest gorsze niż w normalnym odtwarzaczu CD, pamiętajcie o tym eplo-fobowie. Jak na standardy tranzystorowe, 0,8% to okropna wartość, która od razu zwróciłaby uwagę paskudnym i brudnym brzmieniem. Ale nie w przypadku amplifikacji lampowej.

I nie chodzi tu o szorstkie podrasowanie drugiej harmonicznej, Lars&Ivan THA-30X działa dość delikatnie i pełni rolę swoistego "filtra" na skompresowanym dźwięku internetowych stacji radiowych. Oczywiście, nie jest grzechem używać go również z hi rez. Przede wszystkim podobała mi się synergia THA-30X z otwartymi słuchawkami, takimi jak Audeze iSine. Jest taki oklepany epitet "to sprawia, że chce się słuchać płyt", a tak właśnie jest, kiedy dobrze znane fonogramy zyskują inny wymiar.

Stosowanie techniki lampowej w stacjonarnych systemach odsłuchowych jest, moim zdaniem, kwestią indywidualnego gustu i eksperymentów, ale jeśli chodzi o słuchawki, to amplifikacja lampowa zasługuje na moją jednoznaczną rekomendację. Ta zasada sprawdza się zarówno w przypadku technologii Stax, jak i rozwiązań budżetowych.