Post

Recenzja słuchawek Campfire Audio Mammoth - Potęga epoki lodowcowej

Kiedy zobaczyłem zapowiedź nowych hybryd od Campfire Audio wiedziałem, że czeka nas coś ciekawego. Campfire nie ucieka się do hybrydowych układów przetworników zbyt często i z reguły ich hybrydowe słuchawki są lepsze od większości analogów z taką samą liczbą przetworników. Nowość zapowiadała się więc ciekawie już na etapie zapowiedzi, a czy jest warta uwagi, będziecie musieli przekonać się sami.

Opakowanie i pakowanie

Opakowanie wykonane z kartonu z uroczym nadrukiem, typowym już dla pudełek marki, jest godne swojego miejsca na półce jako ozdoba. To miły drobiazg, który zawsze pozytywnie wpływa na opinię o produkcie, bo po ubraniach się poznaje, a monochromatyczne opakowania bez twarzy mogą wyglądać zarówno minimalistycznie, jak i po prostu nudno.

Opakowanie również jest typowe dla Campfire Audio:

  • - 3 rodzaje poduszek nausznych
  • - markowy pokrowiec
  • - woreczki ochronne na pufy
  • - narzędzie do czyszczenia
  • - i plakietka.

Pierwszą i jedyną rzeczą, która rzuca się w oczy, jest odświeżony design etui, w nowym wesołym kolorze. Taka decyzja może odstraszyć koneserów surowej klasyki, ale moim zdaniem wygląda świeżo, nietuzinkowo i znacznie ciekawiej niż monochromatyczne materiałowe pokrowce poprzednich modeli.

Design i ergonomia

Wygląd zewnętrzny Mamutów został przejęty od swojego dwudriverowego poprzednika o obliczu Polarisa II, ale z nieco ciemniejszym odcieniem niebieskiego (kobalt czy coś w tym stylu) i emblematami w białym kolorze. Słuchawki są niezwykle wrażliwe na dopasowanie, zarówno pod względem brzmienia, jak i ergonomii. W moich uszach w ogóle wszystkie Kempfire pasują dziwnie i wymagają starannej regulacji za pomocą poduszek nausznych, bez których słuchawki zwisają z boku na bok i znacznie tracą na jakości dźwięku. Zalecam więc wypróbowanie ich z co najmniej kilkoma parami różnych rodzajów i rozmiarów silikonu przed dokonaniem własnej oceny.

W przeciwnym razie nie można narzekać ani na wygląd (proszę, to Campfire Audio, zawsze wyglądają luksusowo), ani na ergonomię. Zdarzają się przypadki, gdy nietypowy kształt obudowy Kempa przeszkadza w wygodnym użytkowaniu, ale to raczej wyjątek i tacy użytkownicy stanowią mniejszość, jeśli mówimy o kształcie obudowy charakterystycznym dla lwiej części amerykańskich modeli.

I jeszcze coś o konstrukcji. Jak tylko rozpakowałem Mamuty pomyślałem: "Czego oni do cholery użyli na złącza i węża obudowy? Czyżby skończył im się normalny plastik?". A kiedy miałem je zostawić w drugim pokoju, aby zrobić herbatę, po zgaszeniu światła w pokoju, zamarłem w miejscu, ponieważ nie od razu zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje. Słuchawki i etui świeciły w ciemności. Nie zauważyłem tego w artykułach przedpremierowych, więc nie od razu zdałem sobie sprawę, co się dzieje. Ale potem to do mnie dotarło i muszę powiedzieć, że to genialne rozwiązanie, na które z jakiegoś powodu nikt inny nie wpadł. Taki dziecinny drobiazg, pod kolorowym designem obudowy, jest w stanie dostarczyć pozytywnych emocji jeszcze przed rozpoczęciem użytkowania, a nie każdy to potrafi. Co prawda sam chciałem mieć taki sam kabel, więc dałem się przekupić tym mało znaczącym detalem. Można przypuszczać, że za kilka miesięcy chińskie odpowiedniki świecących w ciemności akcesoriów pojawią się na półkach sklepów w paczkach, tak jak stało się to ze srebrnymi i miedzianymi kablami, więc spodziewaj się tego.

Specyfikacja

  • - Typ konstrukcji: Słuchawki dokanałowe
  • - Typ połączenia: przewodowe
  • - Typ przetwornika: Hybrydowy (przetwornik dynamiczny 10 mm z membraną z biocelulozy i 2 przetworniki armaturowe)
  • - Zakres częstotliwości, Hz: 5-20000
  • - Czułość, dB: 94
  • - Wartość impedancji, Ohm: 8,1

Dźwięk

Jest to oszałamiająco przestrzenny model i prawdopodobnie najbardziej subtelnie basowe (brzmi dziko, tak) słuchawki dokanałowe, jakie słyszałem od jakiegoś czasu. Dynamiczne przetworniki Mammotha wydają się pompować dużą moc do każdego utworu, pozostawiając wszystkie szczegóły w tyle. Wokale i smyczki nie są rozmazane przez szumiące niskie tony, ale zgrabnie umieszczone na scenie obok potwornej perkusji. Niezrównane doświadczenie, którego nie można oczekiwać od środkowej części gamy Campfire Audio. W tym segmencie cenowym Kempy zwykle brzmią prościej, dając pierwszeństwo głośności lub szczegółowości, ale tutaj dostajesz wszystko w jednej butelce i nie może cię to nie zadowolić

Ogólnie rzecz biorąc, nie jest trudno zrobić in-canale z dużą ilością dołu. To co jest trudne, to sprawienie, by miały one swój unikalny charakter, dzięki któremu można je odróżnić od innych słuchawek, a bas nie jest jedyną rzeczą, którą mogą się pochwalić. Pod tym względem Campfire Audio Mammoth są zdecydowanie wyjątkowe i słychać to już od pierwszego utworu.

Ciężko byłoby znaleźć artystę, którego nie byłyby w stanie rozbujać, nadając dźwiękowi mocny i inteligentny charakter. Prawie każda muzyka zamienia się w muzykę taneczną, z wyjątkiem bardzo cichych kompozycji. Campfire Audio Mammoths są szczególnie dobrzy w oddawaniu rytmu utworów i złożonych wzorców rytmicznych. Ich główną atrakcją jest wyjątkowa panorama, niepodobna do niczego innego, naturalne wokale i potężne, bogate niskie tony.

"The Big Push", "Foals", "Liam Gallagher" i niespodziewanie "The Doors" to artyści, którzy najlepiej pokazują, do czego służy ten model. Ale gdybym miał pokazać, co potrafią w jednym utworze, prawdopodobnie wybrałbym "Blood Orchid - Nightshade". Dość dziwna muzyka elektroniczna, z urzekającym mechanicznym wokalem, ale dzięki Mammothowi brzmi tak żywo i przestrzennie, że chce się jej słuchać wielokrotnie. Nie po to, by szukać nieuchwytnych szczegółów, ale dla uczucia masywności i głośności, podobnego do tego, którego doświadczasz stojąc obok głośników na koncercie i czując dźwięk ciałem, a nie uszami.

Słuchawki nie są zbyt wymagające w stosunku do źródła dźwięku, ale mimo to dźwięk nabiera innego zabarwienia. Przeprowadziłem podstawowe testy z Astell&Kern SR25 i Chord Mojo i wyniki odsłuchu były dość przewidywalne. Astell wygładził nieco przejście między basem a średnicą i usunął część zbyt kolorowych wysokich tonów, podczas gdy Mojo zabarwił dźwięk na swój własny sposób, dzięki czemu Mamuty brzmiały bardziej melodyjnie w porównaniu do koreańskiego odtwarzacza Hi-Fi.

Nie polecałbym jednak używania ich ze sprzętem studyjnym i słuchania agresywnej muzyki (i oczywiście nie należy mieszać tych dwóch elementów ze sobą). Na interfejsach audio wyraźnie słychać niezbyt dużą szczegółowość średnich tonów, a przy ciężkiej muzyce słychać, że 3 przetworniki nie wyciągną kilku jednocześnie agresywnie brzmiących instrumentów. Interfejsy, dla czystości eksperymentu, pochodziły z różnych segmentów: Focusrite Scarlett 2i2 (3Gen) i Universal Audio Apollo Solo; wyniki były podobne, więc nie chodzi o jakość sprzętu, a raczej o charakter dostarczania dźwięku.