
Blitz recenzja Chord Mojo: Pierwsze spojrzenie na ubrania
Anodowana i grawerowana aluminiowa obudowa, wielobarwne kulki, które świecą wskazując poziom próbkowania i głośności - po prostu chce się wierzyć, że dźwięk i inne możliwości Mojo będą naprawdę szalone. Przecież recenzje właścicieli Mojo na forach naprawdę wyglądają na pisane na granicy histerii.
Generalnie jest on uważany za najtańszy budżetowy model Chorda, ale przy wielkości dwóch pudełek zapałek musimy przyjąć, że typowe dla Chorda stawki za centymetr kwadratowy nadal obowiązują.
Mimo bogactwa wejść, jednostka pozostawia po sobie sprzeczne wrażenie. Po czymś pożytecznym na pewno znajdzie się jakaś irytująca niedogodność. Ponieważ matryca zaworowa i stopnie wzmocnienia Mojo wymagają znacznie więcej energii, wyposażono go w baterię, która wystarcza na kilka godzin pracy. Na wypad jest w porządku, ale w stacjonarnym trzeba cały czas ładować baterię. Nie można tego jednak zrobić przez wejście micro USB, które faktycznie przenosi sygnał audio. Twórcom tak bardzo zależało na czystej mocy, że urządzenie wykorzystuje do ładowania inne wejście micro USB, z kontrolerem, który cicho syczy i mocno ogrzewa całe urządzenie w trybie ładowania. W wersji desktopowej Chord Mojo będzie więc miał podłączone aż trzy kable.
Mojo ma dwa wyjścia analogowe - do jednego można podłączyć słuchawki, do drugiego coś innego - drugą parę słuchawek lub kabel prowadzący do wzmacniacza. Wejście koaksjalne i wyjścia analogowe są na mini-jack'ach, więc do instalacji stałych potrzebne będą adaptery na RCA. Do Mojo można również podłączyć smartfony lub tablety i wyprowadzić z nich dźwięk Hi-Res.
Jak wiadomo, komponenty Chorda nie mają układów konwertera, wszystko robi projekt FPGA. W tym przypadku twierdzi się, że górna częstotliwość PCM wynosi do 32 bitów / 768kHz, a DSD128. Te ostatnie będą pokazywane w tym samym białym kolorze co DSD64, z indywidualnym podświetleniem przewidzianym dla pozostałych częstotliwości. Określa on również poziom głośności. Podwójne naciśnięcie obu kulek powoduje przejście urządzenia w tryb liniowy, choć tak naprawdę jest to tylko dopasowanie poziomu napięcia wyjściowego. Chord tradycyjnie ma go powyżej 2 V, więc moja rada: przy podłączeniu do stacjonarnego zamiast poziomu liniowego (niebieski), lepiej zrobić go nieco niżej - zielony. Niech wzmacniacz pompuje resztę, a bateria nie jest tak zużyta.
Jeśli nie wiesz absolutnie nic o świecie wysokiej jakości audio, to na Mojo słuchawki sprawdzają się fenomenalnie. Wszystko jest takie zwarte, ze świetną kontrolą, a kręci się i kręci, zupełnie jak na dobrym magnetofonie. W moim posiadaniu jest jednak nie tylko Dragonfly Black, ale także chwalebny rejestrator Sony PCM-D100, do którego Mojo jednak trochę brakuje. Sygnatura dźwiękowa Sony wydała mi się bardziej rodowita i wyrafinowana. Jeśli chodzi o porównanie z Dragonfly Black, to Mojo jest na pewno mocniejszy, ale pod względem jakości nie możemy mówić o uderzającej (przynajmniej nie pięciokrotnej) różnicy w brzmieniu.
Trudno oczywiście oprzeć się entuzjastycznemu szumowi recenzji, ale w systemie stacjonarnym nie usłyszałem od Chord Mojo żadnych wybitnych zdolności. Moim kryterium porównania było brzmienie wyjścia liniowego Sony PCM-D100 oraz amplitunera Marantz AVR1403, który całkiem ładnie gra stereo poprzez swoje wejścia cyfrowe - koaksjalne i optyczne. Mój kandydat na DAC powinien zapewnić jakość, jeśli nie lepszą, to przynajmniej na poziomie dwóch wymienionych komponentów. Chord Mojo, niestety, nie dosięgnął tej poprzeczki.
Swoją drogą, to właśnie DAC najlepiej sprawdza się z dźwiękiem DSD. Po raz kolejny daje się przekonać, że płyty Beach Boys brzmiały tak bosko na SACD, podczas gdy na CD zawsze wydawały mi się obrzydliwie lo-fi. Ale po przejściu na PCM z Mojo robi się znacznie nudniej: brakuje płynnej rtęci, ruchliwości, niektóre dźwięki są schowane, a niektóre nagle się wyróżniają. W niezbalansowanych systemach bas może nagle stać się bardzo ciężki.
Co ciekawe, filtrowanie strumienia audio 44kHz przez Chord Mojo wykazuje niemal stromą ścianę. Wiem jak wygląda działanie filtra fazowego, ale pierwszy raz widzę tak stromą charakterystykę spadku - ta ceglana ściana. Jeśli tak jest, to ten tryb pracy DAC-a zapewnia dobrą liniowość, ale ustępuje dokładnością impulsową filtrom o łagodniejszym zaniku AFC. Opcje zmiany działania filtrów nie zostały podane, choć wydawało się, że architektura FPGA pozwala na zapewnienie takiej możliwości z łatwością.
Więc, co mogę powiedzieć? W niektórych momentach Chord Mojo jest bardzo dobry, komuś bardzo zależy, ale osobiście dla mnie jako uniwersalne źródło DAC zdecydowanie się nie nadaje. Do tego cena jest delikatna.