
Recenzja słuchawek Devialet Gemini. Hi-End prawdziwej bezprzewodowości
Na testach jest nowość klasy premium - pierwsze słuchawki francuskiej firmy Devialet. Ci panowie od 15 lat rozwijają swoje niesamowite głośniki, produkując stylowe i zaawansowane technologicznie modele o bardzo poważnym brzmieniu. Teraz oferuje się nam markową jakość w przenośnym formacie. Podczas tworzenia bliźniaczych słuchawek Gemini, motto było proste i logiczne: kochamy muzykę, chcemy wyciąć zewnętrzny hałas, nie chcemy przegapić głosów. W związku z tym jest i popularna forma TWS, która ma ułatwić zabranie urządzenia w drogę, i kodek aptX, i aktywna eliminacja szumów ANC, i tryb "przezroczysty", i wiele innych funkcji. To wszystko jest dobre i dobre, ale cena jest szczerze mówiąc wysoka. Z niecierpliwością czekałem więc na recenzję, by szczerze przekonać się, czy wszystko działa tu sprawnie, czy jestem pod wrażeniem dźwięku i czy nazwałbym Devialet Gemini najlepszymi obecnie słuchawkami TWS. Do rzeczy.
Wrażenia wizualne
Jak zawsze rozpakowywanie zaczynamy z mieszanymi uczuciami triumfu, oczekiwania i sceptycyzmu. Przed nami elegancki, choć surowy karton z wizerunkiem etui na słuchawki i perłowymi bańkami mydlanymi. Miejmy nadzieję, że to raczej aluzja do świątecznej atmosfery niż przyszłego rozczarowania. Na górze widnieje napis "(Im)permeable sound", wyraźnie nawiązujący do trybów redukcji szumów i "przezroczystości". Również na pudełku znajdują się główne cechy modelu oraz krótki opis zastosowanych technologii, do tego jeszcze wrócimy.
W opakowaniu otrzymujemy silikonowe poduszki douszne XS, S, M i L w zgrabnym uchwycie, etui do ładowania oraz kabel Type-C. Pod względem rozmiaru, przy okazji, etui jest nieco duże, co jest minusem. Ale pod względem wagi jest dość lekkie, jest na nim wskaźnik oświetlenia, a miły w dotyku plastik soft touch przypomina materiał obudowy głośnika Phantom Reactor. Klapa otwiera się na zasadzie suwaka, co jest oryginalne i bardzo wygodne, choć konstrukcja jest trochę luźna, trzeba się z nią ostrożnie obchodzić. Ale mimo wszystko jestem zadowolony z tej odmiany. Słuchawki w środku trzymane są na miejscu przez nieustępliwe magnesy. Wgłębienia na nie są głębokie, więc jeśli będziecie korzystać z przystawek innych firm, nie ma potrzeby ich każdorazowego wyjmowania.
Design Devialet Gemini jest schludny i dyskretny, wykonany z ciemnego, matowego plastiku, z emblematami firmy na płytach czołowych. Słuchawki są krótkie i lekko zakrzywione. Osobiście dopasowanie nieszczególnie mi odpowiadało, futerały na pewno trzymały się w uszach, ale nie ryzykowałbym biegania z nimi. Nie będę ich oceniać, miałam bardziej kapryśne typy, ale za wygodę też nie mogę ich pochwalić. Radzę przymierzyć dany model przed zakupem, to indywidualna decyzja.
Interakcja i funkcjonalność
Jak i Wy, i ja wiemy, nowoczesne słuchawki bezprzewodowe to już nie tylko urządzenie akustyczne, ale raczej gadżet. A właściciel flagowca słusznie może oczekiwać szeregu przydatnych funkcji, z których będzie korzystał na co dzień. Czym zatem kusi nas Devialet?
Zacznijmy od podstaw. Gemini dostaje Bluetooth w wersji 5.0 z wysokiej klasy kodekiem aptX, ma markowe głośniki z 10-milimetrową przysłoną, jest podstawowa ochrona przed wilgocią IPX4, obudowa jest również wodoodporna, a do tego dochodzi bezprzewodowe ładowanie z wykorzystaniem najpopularniejszego standardu Qi. Czas pracy na baterii to około 6 godzin, plus trzy pełne ładowania w etui, co daje łącznie 24 godziny. Liczby te nie są rekordowe, ale całkiem przyzwoite.
Teraz do najbardziej pożądanych technologii. Jest tu opatentowany hybrydowy system aktywnego tłumienia hałasu o trzech poziomach. Implementacja jest naprawdę bardzo dojrzała, tryb ANC nie powodował zmęczenia nawet u mnie, choć jestem na niego wyjątkowo wrażliwy, i zagłuszał dźwięki zewnętrzne w stopniu jak najbardziej możliwym dla słuchawek dousznych. Wpływ na sygnał muzyczny jest umiarkowany. Podczas odbierania połączeń aktywowana jest adaptacyjna modulacja szumów. Dodatkowo mamy do dyspozycji dwa poziomy trybu Transparency, do niego również nie mam zastrzeżeń.
O funkcjach dodatkowych.
PBA (Pressure Balance Architecture) z kaskadowymi komorami dekompresyjnymi kontroluje ciśnienie wewnątrz kanału słuchowego i zmniejsza zmęczenie podczas długich odsłuchów. EAM (Ear Active Matching) analizuje kształt ucha i w czasie rzeczywistym dostosowuje częstotliwości do użytkownika. Natomiast technologia wewnętrznej kompensacji opóźnień IDC odpowiada za pochłanianie szumów o wysokiej częstotliwości. Jest też "inteligentna" pauza, odtwarzanie wstrzymuje się, jeśli zdejmiemy słuchawki, a potem samo się wznawia.
Elementy sterujące Devialetem Gemini są czułe na dotyk. Nie ma żadnych komunikatów głosowych, tylko sygnały dźwiękowe, ale i tak miałem wrażenie, że te słuchawki żyją. Na dotyk na panelach dotykowych reagują cichym kliknięciem, co jest dobrym pomysłem. Bywają też cholernie uparte. Model łączy się ze znanymi urządzeniami automatycznie, rozłącza się też sam, jeśli schowamy słuchawki do etui, ale oba procesy sporadycznie zawodzą, a to mocno irytuje. Ponadto bliźniaki nie zaprzyjaźniły się z moją Ultimą, dźwięk był bardzo cichy. Jest to problem niektórych odtwarzaczy Astell, zwróćcie na to uwagę. W pozostałych przypadkach wszystko jest w porządku - połączenie jest stabilne, połączenie jest szybkie, nie ma opóźnień w odtwarzaniu. Mikrofony do rozmów są świetne, choć za tę cenę nie spodziewałbym się niczego innego.
Muszę jeszcze powiedzieć o wsparciu autorskiej aplikacji. Za jej pośrednictwem możemy dostosować sterowanie dotykowe, zaktualizować firmware słuchawek, zmienić poziom redukcji szumów lub "przezroczystości", włączyć equalizer, sprawdzić ładowanie w procentach. Oferowana jest nam również zabawa w test indywidualnego doboru poduszek usznych, ta funkcja naprawdę działa. Cóż, cytując producenta, Twoje uszy to Twoje zasady.
O dźwięku
Główne testy przeprowadziliśmy na słuchawkach iBasso DX220, iBasso DX160 oraz iPhone 12 Pro.
Co prawda po raz pierwszy przygotowywałem się do słuchania TWS z takim zainteresowaniem. I nie bez powodu, jak się wydaje. Nowe Devialety Gemini grają pięknie i delikatnie, budując swoją unikalną sygnaturę. W ogólnym rozrachunku te słuchawki wciąż nie przebijają przewodowych rywali w tej klasie cenowej, ale wyraźnie przekroczyły granicę wskazującą na najwyższą możliwą jakość dla True Wireless. Model ten jest dosłownie stworzony dla rozpieszczonych audiofilów, którzy chcą słuchać wyrafinowanej muzyki przez Bluetooth. Niepodkolorowane barwy, przejrzystość i szczegółowość, brak natrętnych szczytów, szeroka scena, dobra kontrola w całym zakresie - równie dobrze mógłbym nazwać to uniwersalną dostawą. Czasem oczekuje się większej jasności i uderzenia, brakuje mu trochę energii i głębi barwy, choć nie twierdzę, że ta zwiewność czyni dźwięk mniej męczącym. Chciałbym też większej masy i rozdzielczości, to już słuszna uwaga, ale kodek aptX wymaga kompromisów. Tym bardziej, że byłby wybór. Jak na razie jedyną konkurencją w najwyższej klasie są słuchawki Sennheisera, o nich porozmawiamy później.
Ogólnie rzecz biorąc, charakter modelu wydał mi się naturalny i inteligentny. Jest umiarkowanie popędliwy w stosunku do jakości materiału, stopień wysterowania nie wietrzeje, ale absolutnie nie ukrywa początkowej emocjonalności. Dobra zrozumiałość średnicy pozwala słuchawkom gładko radzić sobie z różnymi gatunkami muzycznymi. Myślę, że gdybym zamówił Gemini bez odsłuchu, zapoznanie się z nimi na pewno by mnie nie rozczarowało. W każdym razie aspektem ich brzmienia.
Bardziej chodzi o częstotliwości.
Bas słuchawek jest szybki, lekki i sprężysty, z autentycznym rozgraniczeniem i wstępnym przeniesieniem warstw i faktur. Nie ma tu podbicia masy, nie poleciłbym Devialetów Gemini basistom, ale dla wszystkich innych spektrum nie będzie budziło wątpliwości. O ile głębokość suba nie jest fantastyczna, to uderzenie nie wydaje się momentami zbyt mocne, choć wpływ na to ma samo nagranie.
Średnie częstotliwości są przejrzyste, ciepłe i szczegółowe. Nie ma na nich nadmiernej suchości, nie ma też nadmiernej miodowej lepkości, instrumenty grają czysto, żywo i miękko. Scena jest dość obszerna i swobodna, jej skala jest efektownie ujawniana przy odpowiednim doborze przetworników. Wyższa średnica jest nienachalna i nieprzesadnie agresywna.
Wysokie tony są precyzyjne, przejrzyste i szybkie. Są pięknie spójne i melodyjne, ich długość jak na bezprzewodowość jest bardzo dobra, a neutralność pozwala na dokładne odwzorowanie partii akustycznych. Nie jest to benchmark dla smakoszy, ale robią swoje.
O porównaniach.
W tym pojedynku wystąpią oczywiście dwa - Devialet Gemini i Sennheiser Momentum True Wireless 2. Modele te są w pełni zgodne pod względem większości cech, jedynie Devialet ma nieco więcej autorskich technologii, a Sennheiser bije rywala pod względem czasu pracy na baterii, oferując 7 godzin na jednym ładowaniu i 28 godzin z etui. Pod względem jakości implementacji redukcji szumów i trybu transparentności jest mniej więcej po równo. Powinienem też zaznaczyć, że dopasowanie Momentum osobiście bardziej mi odpowiadało, ale ta informacja nie powinna wpłynąć na Wasz wybór, mamy różne uszy. Metka cenowa Zenków jest nieco bardziej smakowita, ale w topowym segmencie to też raczej nie jest decydujące, jeśli kupujący szuka ultimatum raz a dobrze. Zasadnicze pytanie brzmi: co z dźwiękiem? W skrócie, Devialet ma nieco wyższą rozdzielczość i szczegółowość, obraz jest gładszy i bardziej naturalny, barwa jest bardziej aquarelle, górne częstotliwości są nieco bardziej techniczne. Bezprzewodowy flagowiec Sennheisera jest odbierany jako bardziej emocjonalny i charyzmatyczny, dostarczając muzykalną, soczystą średnicę, zdefiniowany bas z charakterystycznym grubym aksamitem i jasną, ale mniej rozbudowaną górę. Jeśli chcesz mieć napędzający, dziarski dźwięk z ujmującymi akcentami, to jest to Twoja przyjemność słuchania. Natomiast ci, którzy pragną długiego, relaksującego odsłuchu, z łatwym, zniuansowanym i naturalnym zakresem tonalnym, zainteresują się nowym Devialetem Gemini.